Вы находитесь: NIECOdziennik muzealny - Wiosenne roboty gospodarskie

NIECOdziennik muzealny - Wiosenne roboty gospodarskie

NIECOdziennik muzealny - Wiosenne roboty gospodarskie

Четверг
09
Март
2023

Wiosną, gdy przyroda budzi się do życia, na wsi nastaje czas przygotowania ziemi pod zasiew i uprawę.

Pierwsze prace polowe rozpoczynano zazwyczaj w drugiej połowie marca, w okolicach święta Zwiastowania Matki Boskiej. Jeżeli jesienią rolnik nie zdążył zaorać pola, musiał to zrobić na wiosnę. Dawniej za szczególnie pomyślną datę rozpoczęcia prac uważano dzień św. Józefa (19 marca) do czego odnosi się takie powiedzenie: „Święty Józwa – przez pole bruzda”.

Rolnik zaprzęgając woły, a w późniejszych czasach konia, przy pomocy prostego pługa i bron obrabiał ziemię. Jak wyglądały pierwsze wiosenne prace, jeszcze kilkadziesiąt lat temu, opisał Józef Rybiński w książce pt.” Słońce na miedzy”, zawierającej jego wspomnienia z czasów dzieciństwa, spędzonych na wsi w okolicach Kuźnicy Białostockiej.

"I znowu jak zwykle na wiosnę chłopi wychodzą z pługami w pole. Kiedy tylko ruszą pierwsze śniegi, kiedy zaczynają czernieć szczyty pagórków, rolnik już tęskni za chwilą, w której chwyci za pług, ustawi na składzie albo w bruździe, strzeli w powietrzu batem i zawoła: Wiooo konie! Nooo poszliiii! Tylko rolnik wie, jak cudownie pachnie pierwsza skiba. Ile to siły, radości i nadziei tkwi w człowieku na wiosnę. (…) Dzisiaj zeszły już resztki płatów brudnego śniegu, ziemia dookoła obeschła. Przedwczoraj była pierwsza wiosenna burza i „grom wzruszył ziemię”. Można to było poznać po czerwonych kiełkach trawy i niezliczonej ilości dżdżownic wylegujących się na ścieżkach. Rok zapowiadał się urodzajny (…)"

"Dziś jest sobota. Dzień lekki i do wszelkich poczynań bardzo szczęśliwy. Już od samego rana dziadek przygotowywał cieleżki; jest to mała kwadryga sporządzona z tylnej części wozu, a czasami specjalnie ze starych kół wykonany pojazd do przewożenia pługa. Jedni transportują pługi na drewnianych sankach wykonanych z dwóch równolegle połączonych desek, drudzy na wałakach – grubych, rozwidlonych w kształcie odwróconej litery „V”, służących przeważnie do przewożenia ogromnych kamieni. (...) Dziadek położył obie torby z obrokiem na cieleżki i jeszcze na coś wyczekiwał. Wtedy mama podała mu białą lnianą torbę z chlebem. Chleb ten powinien dziadek przynieść z pola i podzielić się nim z domownikami."

"Dziadek trzymał w lewej ręce czapkę, torbę, bat i lejce, a drugą żegnał się nabożnie, babcia zaś trzy razy w kierunku biegu słońca obeszła zaprzęg i oracza, kropiąc ich wodą święconą i szepcząc jakieś modlitwy. (…) Zanim dziadek zaczynał orać, klękał na oba kolana, zdejmował czapkę, żegnał się, całował kornie ziemię i prostymi słowami prosił Boga, aby dał mu siły do pracy i aby z płodów ziemi wszyscy korzystali w zdrowiu i rodzinnej zgodzie. Wreszcie przesłał krótkie westchnienie za wieczny spokój tych dusz, które kiedyś na tym zagonie, tak jak i on, pracowały. (…) Po pierwszej wyoranej skibie dziadek zatrzymywał się na ustalonych od wieków hondach, czyli na takiej odległości, którą koń może pokonać bez wypoczynku, sprawdzał głębokość orki i zamocowanie regulatora pługa, aby nie brał dziku, czyli nigdy nie naruszanego podglebia, a konie już same zawracały. Nie wiedziały tylko, czy dziadek będzie orać w skład czy też w rozkład, ale kiedy on już zanosił pług i dwukrotnie stuknął nim o ziemię, ruszały dalej."

Jeśli pole zostało zaorane na jesień, wówczas wiosną wystarczyło spulchnić ziemię przy pomocy kultywatora i bron. Następnie przystępowano do najważniejszych prac rolniczych w tym czasie, czyli siewu zbóż jarych. Najczęściej, ręcznie z lnianej płachty (zwanej fartuchem, zapaśnikiem lub płachtą) albo z wykonanej ze słomy tzw. korobki lub siewieńki przewieszonej przez ramię wysiewano zboże, kolejno: owies, pszenicę, żyto, a na końcu jęczmień, gdyż jest mniej odporny na nocne przymrozki.

Dużą wagę przykładano do wyboru optymalnego terminu siewu każdego gatunku zboża, a także właściwego dnia tygodnia. Za najpomyślniejsze uważano środy i soboty, gdyż były to dni poświęcone Matce Boskiej, co uważano za szczególnie pomyślne dla prac rolniczych. Powszechnym zwyczajem było na początku siewu dodawanie do ziarna nasion z wiązanki poświęconej w dniu Matki Boskiej Zielnej.

Przyszły plon w dużej mierze zależał od prawidłowo wykonanego siewu. Panowało przekonanie, że nie każdy potrafi to dobrze zrobić. Dawniej często wybierano w wiosce osobę, zwaną zasiewaczem, która jako pierwsza we wsi, rozpoczynała siew zbóż na swoim polu, po czym do pracy przystępowali pozostali gospodarze. Aby dobrze siać, koniecznym było mieć czułą i należycie wyćwiczoną prawą dłoń, a przy używaniu obu rąk – także lewą. Trzeba było za każdym razem wziąć jednakową ilość ziarna i je równomiernie rozrzucić na polu, unikając zwłaszcza zbyt gęstego rozprowadzania zirana i niedosiewów. Wymagało to dobrej koordynacji ruchów ręki z chodem.

Z siewem związanych było wiele różnych lokalnych zwyczajów i zabobonów i tak np. w wielu okolicach unikano pracy w dniu, w którym we wsi odbywał się pogrzeb. Zwracano też baczną uwagę czy w trakcie robót inny gospodarz nie zacznie siać na sąsiednim polu, gdyż wierzono, że ten który później rozpoczął, przejmie cały urodzaj z pola, na którym wcześniej zaczęto siać. Za niepomyślne uważano też dni targowe. W dniu rozpoczęcia siewów obowiązywał również zakaz pożyczania jakiejkolwiek rzeczy komukolwiek odwiedzającemu gospodarstwo.

Gdy zakończono siać zboża jare, bronowano pole i następną pracą czekającą na gospodarza było wożenie nawozu i sadzenie ziemniaków. Obornik ręcznie widłami wyrzucano z obory, ładowano na wóz, wywożono na pola, zrzucano na kupki, roztrząsano, po czym zaorywano.

Czas sadzenia ziemniaków zazwyczaj pokrywał się z okresem kwitnienia drzew owocowych, gdy ziemia była wystarczająco ogrzana i nie za wilgotna. Tradycyjnie zaczynano około dnia św. Jerzego. W bliższym nam okresie PRL-u wielu rolników przystępowało do prac w dniu 1 maja, co pewnie było też swego rodzaju kontestacją panującego ustroju. Najczęściej kartofle sadzono pod pług. Gospodarz wyorywał nim płytką bruzdę, w którą wrzucano ziemniaki. Obsadzony obszar przykrywano ziemią wyorując następną bruzdę obok. Gdy po kilku dniach od posadzenia ukazywały się pierwsze listki powierzchnię pola bronowano, a gdy już było widać wyraźnie rzędy kartofli gospodarz specjalnym radełkiem redlił pole i formował niewysokie redliny. Po kilku dniach jeszcze raz zabronował delikatnie odwróconą broną, aby nie powyrywać rosnących kartofli. Oborywanie kartofli odbywało się co kilka dni, dopóki łodygi nie rozrosły się i nie zakryły bruzdy.

Mniej więcej w tym samym czasie siano też wiele innych warzyw, pozostawiając na koniec te najwrażliwsze na przymrozki. Jako pierwsze siano groch i seradelę. W połowie maja przychodził czas na jeszcze niedawno bardzo ważną dla tej części kraju roślinę - len.

Len siał gospodarz najczęściej z płachty, tak jak zboże. Wierzono, że bardzo dobrze na przyszły plon wpływa dosypanie do ziarna siewnego choć garści skradzionych nasion, a siewca przed wyjściem w pole powinien spożyć jajecznicę i zanieść worek z nasieniem na plecach, obowiązkowo ubrany w długą koszulę. Te same zasady związane z udanym siewem dotyczyły również konopi.

Oprac. Robert Sikorski, Dział Historii Uprawy Roślin i Hodowli Zwierząt

Literatura:
Rybiński J., Słońce na miedzy, Olsztyn 1979.
Gaweł A., Zwyczaje, obrzędy i wierzenia agrarne na Białostocczyźnie od połowy XIX do początku XXI wieku, Kraków 2009.